Kalejdoskop - artykuły | Kalejdoskop kulturalny regionu łódzkiego
Pomysł na powołanie w Łodzi Akademickiego Centrum Designu ogłoszono 10 lat temu – w 2013 roku rodzima Akademia Sztuk Pięknych na ten cel pozyskała od miasta budynek dawnej szkoły na Księżym Młynie. W 2014 roku ruszyła wieloletnia modernizacja budowli. Powołano dyrektorkę placówki, potem kolejną. ACD istniało, dyrektorzy się zmieniali – a przez lata nie było wiadomo, czym właściwie ma być nowa instytucja i jak realizowana będzie założycielska idea ścisłej współpracy wydziałów projektowych ośmiu polskich publicznych uczelni artystycznych.
Druga edycja Great September Showcase Festival & Conference odbędzie się w dniach 14–16 IX. Do Łodzi przyjadą znani polscy artyści oraz ci, którzy dopiero rozpoczynają karierę. W zamyśle organizatorów ma to być spotkanie przedstawicieli branży muzycznej. – Ważne, żeby mieć swój kręgosłup, kierunek, którego się trzymamy. Jest wielu muzyków, ale najciekawsi są ci, którzy prezentują siebie jak najbardziej autentycznie, w fajnej formie. Tę formę może dopracowywać, ale przede wszystkim chodzi, żeby to było oryginalne – mówi PAWEŁ GUMOLA, lider łódzkiego zespołu Moskwa, który wystąpi na głównej scenie festiwalu.
Od zarania swego istnienia ludzie postrzegali siebie jako integralną część otaczającego świata, rozumieli swoją współzależność z rzekami, roślinami, zwierzętami. Z założenia, że wszystkie istoty żyjące są moralnie równe osobom, nie wynika wcale poniżenie człowieka z jego inteligencją i kulturą. Jason Hickel w książce „Mniej znaczy lepiej” apeluje o odnalezienie radykalnego poczucia intymnego związku z innymi istotami, o radość ze współistnienia.
Jest lokalną ciekawostką – miejscowi dobrze ją znają i chętnie o niej mówią. Na stacji benzynowej w Kalinowej ekspedientka wskazuje mi drogę do dworu Moniuszki, zwanego też pałacem. Z pola wyjechał właśnie rolnik. Zapytany o pałac, w którym mieszkał kompozytor, prostuje, że mieszkał nie w pałacu, a w domku obok. Napięcie podkręcają sprzedawczynie w delikatesach. Opowiadają, że do wsi wycieczki przyjeżdżają, żeby zobaczyć dwór ze „Strasznego dworu”.
Niektóre zespoły nic już nie muszą, toteż mogą sobie pozwolić na wszystko. Kult i tak będzie je otaczał. Choćby zamknęły się na cztery dni w studiu i jamowały, bawiąc się syntezatorami, grając jakby od niechcenia, a jednak wpuszczając słuchacza w maliny ciężkiej psychodelii. Taki jest „tu i teraz” Psychocukier z płytą pod tym właśnie tytułem.
– Z naszej literatury zniknęła lekkość, bo nie można lekko pisać o tym, co się teraz dzieje – powiedział Serhij Żadan, ukraiński pisarz i poeta, dramaturg, tłumacz, muzyk i performer, autor głośnej powieści „Internat”, który spotkał się z czytelnikami w Mediatece MeMo w Łodzi. Czytał swoje wiersze, mówił o podobieństwie naszych losów, o roli kultury w zmaganiu się z wojną i w budowaniu świata na nowo po zwycięstwie.
Jedni uważają, że Łódź filmowa to tylko wspomnienie, inni – że ma się dobrze. Różnica ocen poziomu lokalnej produkcji filmowej i jego znaczenia na tle całego kraju wynika z odmiennej perspektywy patrzenia. Gdzie więc leży prawda? Tam, gdzie zawsze, a racje dzielą się między obydwie strony. Pewne jest, że drastycznie zmieniła się skala. Serce „przemysłu” od lat jest w Warszawie, gdzie najbliżej do pieniędzy, a jednocześnie część produkcji filmowej rozproszyła się po Polsce. Łódź przeznacza na wspieranie kinematografii relatywnie dużo, ale w kontekście budżetów filmowych to wciąż skromne środki. Szkoła Filmowa kształci kadry, ale niewielu twórców zostaje w Łodzi. Bywa, że na festiwalu w Gdyni w konkursie głównym nie ma żadnej produkcji dofinansowanej przez Łódź. Z drugiej strony są „łódzkie” tytuły z Oscarem czy Złotą Palmą.
Jerzy Kawalerowicz nie jest najpopularniejszym bohaterem filmoznawczych monografii, co może dziwić i wywoływać konsternację. Bowiem jego życie osobiste, twórczość, a także rola, jaką odegrał w kinematografii polskiej, z pewnością mogłyby stanowić kanwę filmu w duchu Alfreda Hitchcocka.
Żeby wejść do Muzeum im. Jerzego Dunin-Borkowskiego w Krośniewicach, trzeba użyć dzwonka. Niemal kwadrans oczekiwania na otwarcie wynagradza uprzejmość osoby, która mnie wpuszcza. Trafiam do miejsca, w którym czas się zatrzymał. Owszem, muzea są po to, aby deponować czas miniony, ale w tym krośniewickim zatrzymał się on jakby jeszcze bardziej. Nawet muzealna strona www jest archaiczna i o wątpliwej aktualności treści.
Nazwa Festiwal Szkół Teatralnych osobom niezorientowanym mogłaby skojarzyć się z branżowymi targami edukacyjnymi. Stoiska z ulotkami dla kandydatów, banery i foldery, reklamowe gadżety? To nie ta impreza. Jeśli już, to kolejne edycje festiwalu są targami pracy dla absolwentów. Na spektakle przyjeżdżają dyrektorzy teatrów (niewielu), reżyserzy castingów, agenci reprezentujący aktorów i… wypatrują ciekawych osobowości, intrygujących postaci, talentów.