Muzyka | Kalejdoskop kulturalny regionu łódzkiego
– Przed oczami mam obraz mamy siedzącej przy fortepianie czy dziadka grającego na skrzypcach. Niektórzy nazywają to genami, ja wolę określenie „powołanie” – mówi PIOTR GŁADKI, dyrektor Wiener Solisten Orchester, z którą co roku odwiedza Radomsko.
– Nie możemy milczeć wobec tego, co się dzieje. Jeśli nas coś boli, uwiera, to chcemy o tym śpiewać. Naszą muzyką przekazujemy punkrockowego ducha i to nas nakręca – mówią członkowie łódzkiego duetu ALLES.
Pierwszy ważny międzynarodowy konkurs gitarowy Piotr Przedbora wygrał, gdy miał dziewięć lat. Jako 15-latek w Belgradzie startował w wyższej kategorii, bo program, który przygotował, nie mieścił się w czasie przewidzianym dla jego rówieśników.
Już sto lat minęło od czasu, gdy łódzcy muzycy postanowili się zjednoczyć. Z potrzeby wspólnego uprawiania sztuki oraz z konieczności zadbania o wspólne interesy powstała Filharmonia Łódzka.
– Cały czas gonię ten muzyczny horyzont. Próbuję uchwycić nowe barwy, nowe brzmienia i zamknąć je w kompozycji. Z tej pogoni za niemożliwym powstają coraz bardziej nowoczesne utwory – mówi Paweł Rurak-Sokal.
RECENZJA.  Wszystko jest tu tradycyjne, dosłowne, malownicze. Tradycjonaliści będą więc usatysfakcjonowani, ale innym może doskwierać brak finezji. Największym atutem tej inscenizacji są niewątpliwie soliści.
Świętujemy stulecie Filharmonii Łódzkiej. Jakie były jej początki?... W 1915 r. dyrygent Tadeusz Mazurkiewicz zaproponował zorganizowanie koncertu, z którego dochód miał trafić do bezrobotnych muzyków.
RECENZJA. To prawdziwa przyjemność - oglądać studencki spektakl operowy i zachwycać się wykonaniem tak wybornym, że mogłoby zawstydzić niejeden zespół złożony z muzyków z kompletnym wykształceniem. A jeszcze, gdy się pomyśli, jak ci młodzi będą się rozwijać i zdobywać doświadczenie…
Dzikie Jabłka zagrają koncert w klubie Z Innej Beczki.Wstęp:15 zł. Muzycy przywracają do łask coraz rzadziej spotykany śpiew biały. Jest to specyficzna, najbardziej naturalna, pierwotna technika wokalna, zwana czasami „śpiewokrzykiem”.
– Byliśmy kiedyś na wsi między Łodzią a Bełchatowem. Akurat poznawałem repertuar Czesława Skrzydłowskiego. Ucieszyłem się, że nauczyłem się melodii, które zrozumieją miejscowi. Po czym usłyszałem: „ładna ta norweska muzyka” – mówi Marcin Lorenc z łódzkiej grupy GĘSTY KOŻUCH KURZU.