„Święto wiosny” i „Krzesany” – nowa premiera baletowa Teatru Wielkiego w Łodzi i jednocześnie ostatnia premiera tej sceny przed wakacjami – potwierdza dobrą kondycję tanecznego zespołu pod kierownictwem artystycznym Dominika Muśki.
„Święto wiosny” i „Krzesany” – nowa premiera baletowa Teatru
Wielkiego w Łodzi i jednocześnie ostatnia premiera tej sceny przed
wakacjami – potwierdza dobrą kondycję tanecznego zespołu pod
kierownictwem artystycznym Dominika Muśki.
To dzieła-symbole, które tak w historii muzyki, jak w historii
tańca zajmują wyjątkową pozycję. Premiera dzieła Igora
Strawińskiego – w 1913 r. w paryskim Théâtre des Champs-Élysées –
przerodziła się w wielki skandal, słynny po dziś dzień. Jego
źródłem była zarówno muzyka, podważająca uświęconą hierarchię
elementów dzieła muzycznego, jak i choreografia Wacława
Niżyńskiego, pełna ostrych i celowo „niezgrabnych” ruchów. Obecnie
„Święto wiosny” jest kanonicznym dziełem dla orkiestr i
choreografów, a najsłynniejsze jego ruchowe interpretacje stworzyli
Maurice Béjart i Martha Graham.
Układ amerykańskiej tancerki i choreografki (1894–1991)
zaprezentowali łódzcy tancerze, przygotowani przez przybyłych zza
oceanu artystów. Choć jedna z nich, Denise Vale, twierdzi, że
trzeba aż dziesięciu lat na mistrzowskie opanowanie techniki tańca
Graham, łodzianie w kilka miesięcy przygotowali dobry spektakl.
Zaprezentowali zwarte stylistycznie, dopracowane od strony
technicznej widowisko, które – choć powstało 32 lata temu – wciąż
urzeka autentyzmem i świeżością pomysłów. Sprawnie i przekonująco
zrealizowali założenia Marthy Graham, dla której taniec to cykl
następujących po sobie naprężeń (contraction) i rozluźnień
(release) mięśni. W swojej technice tańca odrzuca ona klasyczną
wertykalną pozycję ciała. Środek ciężkości tancerza znajduje się w
miednicy, a jego ruchy, zgodnie z grawitacją, ciążą ku podłodze,
która jest dla niego naturalnym „drążkiem”. Dla łódzkiego zespołu,
realizującego głównie układy klasyczne i neoklasyczne, taka
technika to ogromna zmiana. Wyzwaniu tancerze podołali
znakomicie.
Największe uznanie należy się odtwórczyni roli Wybranej. Musi
ona złożyć ofiarę z własnego życia, by w ten sposób
zjednoczyć się z ziemią i sprawić, że po długiej zimie życie
ponownie się odrodzi. Alicja Bajorek znakomicie oddała ruchem
dylematy swojej bohaterki: zostać Wybraną to wielki zaszczyt, ale
przecież nie jest łatwo młodej dziewczynie rozstawać się z życiem.
Władające nią uczucia przekazała nawet wyrazistą mimiką (to kolejne
założenie techniki Graham). Występujący jako Szaman Nazar Botsiy
imponował wystudiowanymi, w pełni kontrolowanymi gestami.
Nienachalna, nieco abstrakcyjna scenografia i stroje tego spektaklu
znakomicie korespondowały z odważnymi pomysłami choreograficznymi
Marthy Graham.
Taneczny wieczór dopełnił spektakl do muzyki Wojciecha Kilara
„Krzesany”, który tylko pozornie odległy jest od „Święta wiosny”. W
istocie oba dzieła czerpią z surowej, tajemniczej potęgi natury i
folkloru ludów, które z naturą nauczyły się harmonijnie współżyć.
Co więcej, mistrzem autora choreografii „Krzesanego”, Henryka
Konwińskiego, był Conrad Drzewiecki, który jako pierwszy przywiózł
zza oceanu technikę tańca Marthy Graham i zaszczepił ją Polakom. Do
najsłynniejszych dzieł Drzewieckiego należy… „Krzesany” do muzyki
Kilara, choreografię Konwińskiego warto więc oglądać, poznawszy
słynne przedstawienie jego wielkiego poprzednika.
Pełen energii taniec, jakim jest krzesany (faktycznie to słowo
oznacza charakterystyczną dla tańców podhalańskich grupę kroków
tanecznych), Konwiński poprzedził układem do innego utworu Kilara:
„Siwa mgła”. Powolne, choć nie leniwe ruchy tancerzy sprawiały
wrażenie, jakby na oczach widzów na scenie rozciągał się dźwięk. Z
tym podskórnym napięciem kontrastowała żywiołowość „Krzesanego”,
opartego na stylizowanych figurach tańca podhalańskiego. Także
tutaj, podobnie jak w „Święcie wiosny”, tancerze zdawali się sięgać
do ziemi po niezbędną im w ruchu energię. Nie zabrakło jej
wykonującemu solową partię Japończykowi Koki Tachibana (wystąpił
podczas II premiery 19 czerwca).
Nawiązania do folkloru podkreślały stroje tancerzy, ożywione
czerwonymi dodatkami i parzenicami na męskich spodniach. Znacznie
mniej udana od kostiumów okazała się scenografia: sztampowe, wręcz
tandetne górskie szczyty, podświetlane na różne kolory.
Kontrowersyjny był też finałowy pomysł spuszczenia na dzielnych
tancerzy rzęsistego deszczu. Symbolika wody, choć bogata i wymowna,
raczej tu nie pasowała.
Atutem spektaklu była muzyka na żywo, wykonana przez orkiestrę
Teatru Wielkiego pod batutą wytrawnego znawcy muzyki baletowej,
Tadeusza Kozłowskiego. Partię wokalną „Siwej mgły” wykonał
Arkadiusz Anyszka, przechadzając się wśród tancerzy. Z kolei
najeżona trudnościami partytura Strawińskiego była dla orkiestry
nie mniejszym wyzwaniem, niż dla baletu. Niekiedy nie udawało się
ukryć, że połączenie wyrazistej ekspresji i precyzji gry to zadanie
bardzo trudne. Nawet nie całkiem doskonałe wykonanie jest jednak
znacznie lepsze niż muzyka z taśmy.
„Święto wiosny” i „Krzesany” mają szansę stać się ważną i
cenioną pozycją w repertuarze Teatru Wielkiego w Łodzi – jesteśmy
jedynym zespołem w tej części Europy, który ma w repertuarze dzieło
Strawińskiego w choreografii Marthy Graham. Prawdopodobnie oba
tytuły wrócą na afisz w październiku.
Magdalena Sasin
Foto: Maciej Piąsta