Po eksperymencie z marchewką wracam do kija, by przyłożyć młodym dziewczynom, Lennonowi i pewnemu typowi myślenia.
Po eksperymencie z marchewką wracam do kija, by przyłożyć
młodym dziewczynom, Lennonowi i pewnemu typowi myślenia.
Do pracy jeżdżę rowerem, bo szybciej, taniej i przyjemniej. A
po drodze zawsze coś ciekawego można zobaczyć - ja zobaczyłem
dziewczynę o wyjątkowej urodzie, ubraną w wyjątkowo głupią
koszulkę. Głupi był oczywiście napis wydrukowany na koszulce (jak
zauważył Andrzej Stasiuk, coraz trudniej znaleźć ubranie bez
napisu): No boyfriend, no drama, umieszczony akurat na
kształtnych, jędrnych (przynajmniej na oko) piersiach. Cóż za
marnotrawstwo - pomyślałem... cóż za marnotrawstwo powierzchni
reklamowej. Ileż ciekawszych wersów z literatury światowej można by
w tym atrakcyjnym miejscu umieścić i dumnie prezentować światu. Ale
nie - dziewczyna uparła się, by ogłaszać całemu miastu jakieś
feministyczne brednie. Niby jej sprawa, ale jeśli przekona
wszystkie swoje koleżanki do tej współczesnej formy ślubów
panieńskich... mężczyznom może być trudno.
No boyfriend, no drama - to zupełnie jak w spektaklu
Thelma i Louise w Teatrze Jaracza: faceci są źli, drą się
i gwałcą, więc w ostatniej scenie bohaterki biorą ślub... ze sobą.
Taka mała przeróbka scenariusza filmowego - teatr bez dramatów,
życie bez dramatów. Z przyjaciółką zawsze miło - spokój i żadnych
procesów o alimenty.
Chyba już każdy czytelnik zgadł, który z tekstów Johna Lennona
doczeka się tu krytycznej analizy. Tak, właśnie - Imagine.
To ta sama szkoła unikania problemów. W jaki sposób świat ma
chronić się przed wojnami - trzeba zlikwidować państwa. No
country, no war, no drama - wyobraź sobie. Co prawda - jak
zauważył w jednym ze swoich wierszy Krzysztof Kleszcz - nie byłoby
wtedy także mistrzostw Europy w piłce nożnej, kibicom zostałaby
tylko Liga Mistrzów, ale jakąś cenę za pokój trzeba przecież
zapłacić. Wojny religijne? Zlikwidować religie - jakie to proste.
Że też przed Lennonem nikt na to nie wpadł! No może poza
Stalinem.
Tyle tylko, że po zlikwidowaniu państw i religii pojawiłyby
się nowe niebezpieczeństwa. Ludzie żyliby przecież w miastach i
jedno miasto mogłoby walczyć z drugim (stałyby się odpowiednikami
państw), więc miasta też do kasacji - żadnych granic, nawet granic
dzielnicy. Cały świat niech będzie jednym wielkim osiedlem,
rządzonym przez Radę Osiedla. Ale wtedy mogliby walczyć kibice
dwóch osiedlowych klubów albo zwolennicy Beatlesów z fanami Rolling
Stonsów. Na wszelki wypadek trzeba by zostawić tylko jeden
zespół.
Nazywasz mnie antymarzycielem? Antyutopistą sprowadzającym
wszystko do absurdu? Ależ to się dzieje na naszych oczach! Ta
filozofia tryumfuje. Wypadki na drogach? Ktoś się rozbił na
przydrożnym drzewie? Wytnijmy wszystkie drzewa przy drogach.
Wyobraź sobie! Nie ma drzew, nie ma dramatów. Ktoś wylał dziecko z
kąpielą? Zabrońmy kąpania dzieci. Jakieś nasączane chusteczki
dezynfekujące wystarczą.
Wyobraź sobie, że nie ma już żadnych dramatów. Boyfriendy nie
porzucają dziewcząt o kształtnych piersiach, mowę nienawiści
wyrugowano z życia publicznego usuwając z obiegu słowa uznane za
obraźliwe. Rasizmu nie ma, bo nie sposób go nawet pomyśleć - słowo
rasa edytory tekstu kasują automatycznie, podobnie jak
kilka innych słów (ich listę tworzy grono postępowych
intelektualistów). Ogólnie jest super, jest super, więc o co ci
chodzi?
Kategoria
Wiadomości