Dwie wiadomości przykuły moją uwagę pod koniec roku. Pierwsza dotyczyła oddania najwyższego na świecie mostu, druga - planowanego remontu torów w południowym kawałku Łodzi. Nietrudno chyba zgadnąć, która inwestycja ma większy budżet.
Beipanjiang Bridge ma 565 metrów wysokości i 1341 metrów
długości. Powstał na południu Chin, nad górską rzeką Beipan.
Chińczycy zbudowali go w trzy lata za... 150 mln dolarów, czyli za
630 mln złotych. Drogo czy tanio? Trudno powiedzieć, dopóki się nie
porówna z... na przykład z kosztami inwestycji "Tramwaj dla Łodzi":
remont 11 kilometrów torów tramwajowych i trzech wiaduktów, do tego
30 tramwajów i remont zajezdni - w sumie 675 mln złotych. Licząc
tramwaje po 8 mln za sztukę, zostaje na budowlaną część projektu
435 mln. No to teraz popatrzmy na ten chiński most i na warunki terenowe wokół
niego i porównajmy z wiaduktem na Kopcińskiego.
Tyle co chiński most miała kosztować przebudowa łódzkiej trasy
WZ. Ale ostatecznie kosztowała 750 mln, czyli ponad 100 mln więcej.
Tunel w centralnym odcinku trasy ma mniej niż 300 metrów długości,
z obu stron jest jeszcze sporo dłuższy półtunel i tory na osiedla,
ale i tak jakby drogo. Być może w ogóle w Polsce wszystko jest
droższe, skoro remont spalonego mostu w Warszawie kosztował 100
mln. Być może nasi robotnicy zarabiają więcej niż Chińczycy. Być
może 2 000 mln (2 miliardy) za dworzec to wcale nie jest dużo,
zwłaszcza że granitową kostką wyłożono całe hektary wokół budynku.
Wszystko zależy od tego, z czym lub z kim się porównujemy. Na
przykład Szwajcarzy zbudowali sobie w ubiegłym roku kolejowy tunel
pod Alpami (długi na 57 km) za mniej więcej 50 miliardów złotych.
Bliżej nam do Szwajcarów czy do Chińczyków? W wydatkach do
Szwajcarów, w pensjach do Chińczyków.
Łatwo się wydaje, gdy za coś płaci Unia, a wkład własny daje
zainteresowany sukcesem w pozyskiwaniu dotacji organizator. W
sprawozdaniach miarą sukcesu jest wysokość otrzymanych
dofinansowań, a nie sensowność wydawania środków, więc po co się
ograniczać? Instytucje kultury też nie oszczędzają w kosztorysach,
aplikując do ministerstwa o środki na inwestycje. Na przykład nasze
Muzeum Sztuki za 9,4 mln przeprowadzi adaptację budynku J siedziby
ms1 na magazyn, dodatkowo wzbogacony o salę warsztatową o
powierzchni 60 metrów kwadratowych wyposażoną w zlew więcej
o projekcie tutaj. 60-metrowe mieszkanie wyposażone w
przynajmniej 3 zlewy kosztuje 300 000 nawet bez dopłaty z programu
MdM, a za 9 mln pod Strykowem firmy logistyczne budują naprawdę
wielkie hale. Oczywiście wiem: magazyn na dzieła sztuki wymaga
stałej wilgotności, wentylacji, zabezpieczeń, a poza tym są
przecież wyceny, przetargi i procedury. Ja jednak nadal będę
nieśmiało pytać: czy aby nie za drogo?
Nie chodzi mi o żadną konkretną inwestycję, raczej o zasadę.
Ktoś dostaje pieniądze, z dumą ogłasza ten fakt w mediach, wszyscy
podają liczby, wszyscy ekscytują się liczbami, wszyscy porównują,
kto dostał więcej. Które województwo, miasto, instytucja? Nikt nie
próbuje ocenić, czy to drogo czy tanio. Wiele głosów protestu
podniosło się za to, gdy minister kultury odkupił kolekcję
Czartoryskich za 100 mln euro, czyli 440 mln złotych (wszędzie
uparcie pisano, że za pół miliarda). Odkupił za 5% wartości, ale i
tak niektórzy uważają, że przepłacił, bo gdyby nie wykupił, to i
tak Fundacja Czartoryskich nie mogłaby z nimi nic zrobić. Ustawa
zakazuje wywozu z kraju zabytkowych dzieł sztuki, więc chcąc nie
chcąc musieliby do końca świata pokazywać je w Krakowie. Niby
racja, ale gdy dano ludziom możliwość wykupywania mieszkań za 5%
wartości, prawie wszyscy skorzystali, choć przecież nadal mogli w
nich mieszkać bez dodatkowych opłat.
86 tysięcy dzieł sztuki i 250 tysięcy książek za 440 mln to
tanio czy drogo? Chińczycy na pewno daliby więcej. I taniej
zbudowali magazyn do ich przechowywania. Na otwarciu podaliby
barszcz w wazach z okresu dynastii Ming.
Kategoria
Wiadomości