Od pewnego czasu głośno jest o rewitalizacji. Ten proces dotknie pośrednio wszystkich łodzian, więc warto być zorientowanym, o co w nim chodzi. Zacznijmy od ustalenia – jak mawiał Kubuś Puchatek – „co jest czym czego” rewitalizacji.
Od pewnego czasu głośno jest o rewitalizacji Łodzi. Ten proces
dotknie pośrednio wszystkich łodzian, więc warto być zorientowanym,
o co w nim chodzi. Zacznijmy więc od zarysowania tematyki:
ustalenia – jak mawiał Kubuś Puchatek – „co jest czym czego”
rewitalizacji Łodzi.
Rewitalizacja to – mówiąc najprościej – odnowa miasta. Nie
jest to jednak zwykły remont czy upiększanie; by można było o niej
mówić, musi być spełnionych kilka warunków. Dwa z nich są
szczególnie ważne: rewitalizacja musi na każdym etapie angażować
mieszkańców miasta, a zwłaszcza mieszkańców okolicy poddawanej
rewitalizacji i musi koncentrować się na trzech elementach
tworzących miasto – na tkance architektonicznej, przedsiębiorczości
i społeczności lokalnej. Najsilniejszy akcent powinien zostać
położony na ludzi – to oni bowiem, ich marzenia, potrzeby i
aktywności tworzą miasto.
Rewitalizację w Łodzi prowadzi Urząd Miasta. W magistracie
odpowiada za nią bezpośrednio Biuro ds. Rewitalizacji i Rozwoju
Zabudowy, jednak ze względu na przekrojowość procesu tak naprawdę
trudno wskazać wydział czy departament nie powiązany – choćby
pośrednio – z odnową miasta.
Proces rewitalizacji zaczyna się od określenia, co tak
naprawdę należy odnowić. Wydaje się to prostą sprawą, jednak
prześledźmy rzecz na przykładzie.
Całe życie mieszkam w Śródmieściu, utrzymuję też związki ze
Starym Polesiem. To idealne przykłady tzw. obszaru zdegradowanego –
problemów jest mnóstwo i są nawarstwione. Z jednej strony to
miejsca cieszące się raczej złą sławą, w dużej mierze zdewastowane,
z wysokimi wskaźnikami bezrobocia i enklawami biedy. Z drugiej
strony jest w nich potencjał – to ścisłe centrum miasta, sporo tu
drobnych przedsiębiorców i rzemieślników, a tkanka architektoniczna
mimo złego stanu technicznego jest różnorodna i cenna.
Takich obszarów w Łodzi jest dużo. Sporo z nich pozbawionych
jest atutów w postaci bliskości do centrum czy historycznej
zabudowy. Gdyby spojrzeć na mapy wydawania zasiłków czy dożywiania
dzieci w szkołach, od razu zauważymy koncentrację problemów również
na Bałutach i Górnej. W naszym mieście nie brakuje też
niedogodności rodem z XIX wieku – w każdej z wymienionych okolic
znajdują się mieszkania bez wody i toalety.
Przy tej okazji warto powiedzieć, że miasto nie jest wielkim
udziałowcem na rynku nieruchomości. W Założeniach do Lokalnego
Programu Rewitalizacji z zeszłego roku czytamy, że na terenie tzw.
Strefy Wielkomiejskiej (czyli w uproszczeniu między Włókniarzy,
Kopcińskiego, Starym Rynkiem i Górniakiem): „zidentyfikowano ponad
10 000 nieruchomości. Tylko 9% budynków mieszkalnych stanowi
własność miasta, a w dalszych 15% miasto posiada udziały. Z ogólnej
liczby niemal 2,5 tys. budynków mieszkalnych pozostających w
dyspozycji miasta (stanowiących własność miasta, skarbu państwa i
własność wspólnot mieszkaniowych) prawie 26% było wyeksploatowanych
w ponad 70%”. Czyli wymagało gruntownego remontu.
Skala problemów jest więc ogromna. Powoduje to, że określenie
„miliardy na rewitalizację” (początkowo mówiono o 4 mld, obecnie
szacuje się, że nieco poniżej 2 mld) zaczyna tracić swoją magię.
Wiadomo, że pieniędzy unijnych nie starczy na wszystko – tak
naprawdę tylko na punktowe interwencje.
Co więcej – od czegoś trzeba zacząć i podjąć trudną decyzję o
priorytetach – kto będzie mógł skorzystać najpierw, kto na końcu
(lub w ogóle). Na przełomie 2013/2014 r. do publicznej informacji
przedostała się wiadomość, że obszarem rewitalizacji ma być właśnie
Strefa Wielkomiejska – czyli teren koncentracji najcenniejszej
zabudowy: Śródmieście z przyległościami. Do dyskusji włączyli się
lokalni aktywiści.
Po licznych dyskusjach i sporach na przełomie 2015/2016 r.
ustalono dla Łodzi obszar zdegradowany i obszar rewitalizacji.
Działają na zasadzie matrioszki – pierwszy, większy, wyznacza
miejsca koncentracji problemów, drugi – mniejszy – obejmuje tylko
te miejsca, gdzie rewitalizacja „się wydarzy”.
Ten drugi obszar podzielono na kwartały, numerowane wedle
priorytetów; do 2022 r. (czyli końca okresu wydatkowania środków z
nowej perspektywy unijnej) ma zostać zrewitalizowanych pierwszych
osiem. Dziwnym trafem układają się one na osi Manufaktura – Nowe
Centrum Łodzi z otuliną (lub potencjalny teren wystawy EXPO 2022, o
której organizację stara się miasto). Szczegóły prezentuje
załączona mapka.
Oczywiście ze strony magistratu padają deklaracje, że w
kwartałach „niskich priorytetów” (np. większość Starego Polesia)
będą podejmowane działania naprawcze w ramach innych miejskich
programów, np. „Miasta kamienic”. Marta Karbowiak, „zielona”
aktywistka, pomysłodawczyni utworzenia Ogrodów Karskiego
(zeszłoroczny Budżet Obywatelski), po stoczonej z magistratem
batalii o realizację projektu, wywalczyła zazielenienie Starego
Polesia, na którym pojawią się też woonerfy.
Niepokoi jednak, że nic nie jest powiedziane do końca. Oprócz
ram „terytorialnych” i ustawowych brakuje konkretów. Nie licząc
dość chaotycznych informacji prasowych, najpewniejszym i na razie
właściwie jedynym źródłem informacji „co naprawdę wydarzy się do
2022 r.” pozostaje opublikowana przez miasto dokumentacja
przetargowa (sic!) z zeszłego roku.
Adresatem przetargu były firmy, które mają opracować plany
architektoniczne i wynikające z nich wnioski aplikacyjne o fundusze
unijne. To właśnie w tej dokumentacji zawarto adresy i prognozowane
funkcje poszczególnych lokalizacji. Z dokumentacji wyłania się
obraz szeroko zakrojonej interwencji w ścisłe centrum miasta – duży
nacisk położony jest na drogi (szykuje się sporo remontów!),
zieleń, estetyzację przestrzeni i budynków.
Przetarg nie dotyczy dwóch pozostałych aspektów rewitalizacji
– rozwoju przedsiębiorczości i wsparcia mieszkańców. To wielcy
nieobecni dyskusji – o działaniach podejmowanych na ich rzecz nic
właściwie nie wiadomo. Szczególnie dziwi cisza ze strony środowiska
przedsiębiorców, które właściwie nie uczestniczy w rozmowach o
rewitalizacji. Sprawa dotyczy sektora biznesu bezpośrednio, choćby
z powodu utrudnionego przez remonty dostępu do firm.
W aspekcie społecznym główny spór ideowy toczy się (trzeci
rok…) o to, co stanie się z mieszkańcami terenów rewitalizowanych.
Jak ich wspierać, skoro większość zostanie przesiedlona z
remontowanych kamienic w inne miejsca? Ilu z nich wybierze powrót
do centrum i płacenie wyższego czynszu? Ile procent to „problemowi
mieszkańcy”, a ilu stygmatyzujemy za to, że mieszkają na
„nieodpowiedniej” ulicy? Jak rozwiązać kwestię dłużników
czynszowych, osób uzależnionych, długotrwale bezrobotnych? Czy za
chwilę trzeba będzie budować nowe schronisko dla bezdomnych? Jak
stworzyć balans między „reprezentacyjnością” a „nieupudrowaniem”
śródmieścia?
Mimo wszystkich znaków zapytania w Łodzi nie brakuje
apologetów i krytyków wizji rewitalizacji przedstawionej przez
magistrat.
W mojej opinii procesu rewitalizacji w Łodzi nie da się ocenić
jednoznacznie. Czy cieszę się, gdy czytam o woonerfie na
Mielczarskiego i Włókienniczej? Tak. Czy podoba mi się pomysł na
Mediatekę na Moniuszki? Bardzo. Czy uważam, że przejścia
wewnątrzkwartałowe na osi Piotrkowska – Sienkiewicza ożywią
podwórka i pomogą w stworzeniu nowych miejsc pracy? Jest szansa.
Czy powinniśmy kusić inwestorów i potencjalnych mieszkańców „nową
Łodzią”? Myślę, że tak.
Jednak z drugiej strony nie uważam, żeby ludzie niezamożni
musieli mieszkać poza centrum. Szkoda mi rozerwanych więzi
społecznych, co nieuniknione przy masowych przesiedleniach.
Naprawdę uważam, że doprowadzenie wody do mieszkań i toalet pod
wspólny dach jest ważniejsze niż każdy woonerf czy mediateka.
Irytuje mnie, że istotne, choć niepewne informacje trzeba wydzierać
z Biuletynu Informacji Publicznej, że proces komunikowany jest
kapryśnie i fragmentarycznie oraz że większość łodzian nie wie, co
się wydarzy.
Dobry przykład kompletnej rewitalizacji? Z tych prowadzonych
przez magistrat: Księży Młyn, miejsce podporządkowane spójnej wizji
odnowy. Remont infrastruktury zgodny z wytycznymi konserwatora
zabytków, wsparcie kierunkowe biznesu (pracownie dla artystów),
Klub Integracji Społecznej dla mieszkańców.
Przykładem realizowanym przez sektor prywatny, który na pewno
wzbudzi wielkie emocje części aktywistów, jest Manufaktura. Oprócz
odnowy tkanki architektonicznej i zapełnienia jej przedsiębiorcami,
kompleks prowadzi działania obliczone na animację przestrzeni, w
której znalazło się miejsce również dla Muzeum Fabryki, Muzeum
Sztuki czy Teatru Małego.
Również społecznicy prowadzą działania rewitalizacyjne –
zostanie im poświęcony osobny tekst. W tym wypadku szczególnie
trudno znaleźć podmiot, który podejmuje się rewitalizacji zarówno w
aspekcie społecznym, jak i przestrzennym oraz ekonomicznym.
Przykładami mogą być: Centrum OPUS czy Stowarzyszenie Społecznie
Zaangażowani.
Faktem jest, że niewiele osób może poszczycić się wiedzą i
doświadczeniem z zakresu „praktycznej” rewitalizacji, czyli
realizowanej w terenie, „na żywym organizmie”, we współpracy z
interesariuszami i z uwzględnieniem wszystkich aspektów procesu.
Jedną z takich osób jest Arkadiusz Bogusławski z UMŁ,
odpowiedzialny za rewitalizację Księżego Młyna. Dużą stratą było
odejście z urzędu Agnieszki Nowak, która współtworzyła sukces tego
projektu.
Na przełomie maja i czerwca w południowej części Śródmieścia
(teren między Narutowicza, EC1, Piotrkowską a Piłsudskiego) staną
namioty, w których będzie można się dowiedzieć, jakie są propozycje
architektonicznych zmian w tym obszarze. Odbędą się też spotkania z
projektantami. Do tego czasu miasto powinno też wypuścić do
konsultacji projekt Gminnego Programu Rewitalizacji, który jest
strategicznym dokumentem, określającym charakter i narzędzia
planowanych zmian. Może dowiemy się czegoś więcej?
Maria Nowakowska
Foto: Urząd Miasta Łodzi