15 marca w Centrum Dialogu im. Marka Edelmana trojgu byłym więźniom niemieckiego obozu dla dzieci przy ulicy Przemysłowej wręczono medale Pro Patria. Spotkanie zorganizowała łódzka "Gazeta Wyborcza".
15 marca w Centrum Dialogu im. Marka Edelmana trojgu byłym
więźniom niemieckiego obozu dla dzieci przy ulicy Przemysłowej
wręczono medale Pro Patria. Spotkanie zorganizowała łódzka "Gazeta
Wyborcza", która od pewnego czasu publikuje cykl artykułów na temat
obozu.
I właśnie autorzy tego cyklu - Agnieszka Urazińska i Igor
Rakowski-Kłos poprowadzili niedzielną uroczystość, która
zgromadziła bardzo wielu łodzian. W pierwszej części spotkania
publiczność obejrzała fabularny film "Twarz anioła" w
reżyserii Zbigniewa Chmielewskiego (zdaniem obecnego na projekcji
byłego więźnia obozu Władysława Łąki - film dobrze oddaje realia
życia w obozie). Czarno-biały obraz nakręcono w Łodzi w 1970 roku,
grali w nim uczniowie śródmiejskich szkół.
Następnie zebrani wysłuchali wykładu Artura Ossowskiego z
łódzkiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Naukowiec
przedstawił historię obozu, omówił rozbieżności w ustaleniach
liczby ofiar, wspomniał o procesie Eugenii Pohl i o roli
kontrowersyjnej postaci Józefa Witkowskiego w zachowaniu pamięci o
obozie.
Po przerwie prof. Leszek Markuszewski, doradca szefa Urzędu do
spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, i prezydent Hanna
Zdanowska wręczyli medale Władysławowi Łące, Krystynie Spigiel oraz
Marii Zielińskiej. Odznaczeni dziękowali za pamięć i wspominali
życie w obozie. Mówili o przypadkowych aresztowaniach, tęsknocie za
rodzicami, biciu oraz fizycznych i psychicznych skutkach pobytu
przy Przemysłowej. Padły wstrząsające słowa, że przywożone do Łodzi
dzieci z obozu w Oświęcimiu, chciały wracać do Auschwitz. Ocaleli
mówili też, że pomaga im niemiecka fundacja Dzieło im. Maksymiliana
Kolbego, założona przez niemieckich katolików. Tę pomoc w jakimś
sensie można uznać za formę przeprosin i zadośćuczynienia.
W rozmowie powracał temat trafności tytułu spotkania - "Obóz
niepamięci". Jedna z odznaczonych mówiła, że przez ostatnie lata
miała wrażenie, że o obozie przy Przemysłowej zrobiło się cicho, że
nikt już o nim nie pamięta. Artur Ossowski w swym wykładzie mówił,
że najwięcej dla pamięci o obozie zrobiono między rokiem 1965 a
1974 (budowa pomnika, proces Eugenii Pohl), co było motywowane
m.in. względami politycznymi (reakcja na list biskupów). Pozostaje
jednak pytanie, dlaczego po 89 roku o obozie mówiło się mniej.
Inicjatywa kilku ludzi walczących o pamięć doprowadziła jednak do
zmiany tej sytuacji. Chwała redaktorom "Wyborczej" za cykl
publikacji, ale też za publiczne wymienienie osób zasłużonych dla
pamięci o obozie, m.in. Bożeny Będzińskiej-Wosik, dyrektorki Szkoły
Podstawowej nr 81, która od lat organizuje obchody pod Pomnikiem
Pękniętego Serca, a także Jolanty Sowińskiej-Gogacz, inicjatorki
corocznego marszu pamięci organizowanego przez łódzką
archidiecezję. Wspólne działania wielu osób z różnych środowisk
mogą pamięć o łódzkim obozie uczynić żywą wśród łodzian.
W dyskusji sprawa właściwego upamiętnienia małych ofiar
powróciła w kontekście powołania muzeum obozu. Przy ulicy
Przemysłowej nadal istnieje budynek komendantury obozu - dziś
zwykły dom mieszkalny. Jedynym elementem przypominającym o
przeszłości jest pamiątkowa tablica na ścianie (niestety z błędnym
napisem). To trochę tak, jakby na terenie obozu w Oświęcimiu
budowano budynki mieszkalne.
Przypomnijmy: Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in
Litzmannstadt (oficjalna nazwa obozu) istniał na terenie łódzkiego
getta (w kwartale ograniczonym ulicami: Bracką, Emilii Plater,
Górniczą oraz murem cmentarza żydowskiego) w okresie od grudnia 42
do stycznia 45 roku. Według różnych danych mogło w nim być
więzionych od 2000 do nawet 12 000 dzieci. Część została
zakwalifikowana do germanizacji, część została pod koniec wojny
zwolniona, nie wiadomo, ile zmarło z głodu i chorób lub zostało
zabitych. W momencie wyzwolenia w barakach przebywało 800 dzieci.
Obóz miał też filię w Dzierżąznej.