Robota intymna (2) | Kalejdoskop kulturalny regionu łódzkiego
Proszę określić gdzie leży problem:
Proszę wpisać wynik dodawania:
7 + 2 =
Link
Proszę wpisać wynik dodawania:
7 + 2 =

Robota intymna (2)

Jan Jakub Kolski Foto: Bogdan Sobieszek

WYWIAD. Robienie filmów jest jak striptease emocjonalny. Zdejmuję z siebie koszulę, spodnie, a później nawet majtki i… stoję ubrany jedynie w film. Moja robota się dokonała. Koniec kropka. Poszło w świat  i teraz radźcie sobie sami. Z Janem Jakubem Kolskim rozmawia Bogdan Sobieszek. 
Bogdan Sobieszek: Postrzegam cię jako perfekcjonistę, który, gdyby się tylko dało, w filmie wszystko robiłby sam. Jak zatem pracujesz z aktorami? Przecież twoje historie, wizje mają w wyobraźni widzów ich twarze.

Jan Jakub Kolski: Pytasz, czy jestem o to zazdrosny?

Nie. Jakimi metodami za pośrednictwem aktorów uzyskujesz to, co sobie wyobraziłeś?

Ten proces na użytek każdej  roli jest inny, nawet jeśli pracuję z tym samym aktorem, bo  za każdym razem powołujemy  do życia inną tożsamość. Więc  i język porozumienia musi  być inny. Tożsamość postaci  to jest taka szczególna suma  tego, co oddaje do dyspozycji  aktor, mam na myśli jego fizyczność, wyobraźnię, temperament, oraz tego co pochodzi  od reżysera, scenarzysty, kostiumografa, charakteryzatora, czy choćby bardzo ważnego  w tym procesie operatora. 

I którym czasem jesteś również ty.

Tak, bywam operatorem.  Zmierzamy zatem ku jednorazowej tożsamości na przykład  Hanki, mojej babci, a aktorka  jakąś część tej tożsamości  współtworzy, więc szukamy  takiego języka komunikacji  który jest skuteczny. I nie  można tu niczego zakładać,  przyjść z zestawem gotowych  słów i zdań, bo nie zadziałają.  To są subtelne sfery i chyba  nie ma dobrej odpowiedzi  na pytanie, jak do tego dojść. Do  mojego ostatniego filmu zaprosiłem pewnego wybitnego  aktora, który, uprzejmie mi  odmawiając, napisał zdanie,  zawierające taki sens, że on  nie umie grać w kostiumie (to  miała być rola kostiumowa),  bowiem w kostiumie trudno mu być sobą. W narracji  pierwszoosobowej to mogłoby  brzmieć tak: „ja, proszę pana,  w każdym filmie gram siebie  i kostium mi w tym przeszkadza”. Osobliwe, prawda? Przecież to jest dopiero ciekawe  sprawdzić, co z takim szczególnym kostiumem (chodziło  o kostium fauna) do mnie  przychodzi. Taka postawa jest  całkowicie pod prąd mojego  sposobu pracy z aktorami.

Stawiasz na długie próbowanie roli?

Różnie. To w znacznym stopniu zależy od możliwości.  Ważne jest pierwsze odczytanie scenariusza przez aktora.  Od tego zaczynamy, a potem  analizujemy sceny według  takiego „elektrycznego” klucza: próbujemy odkryć potencjał wejścia postaci w scenę, potem sprawdzamy, co się  wewnątrz niej dzieje, czy tam  jest „elektryzacja”, czy zmieniają się relacje z innymi postaciami. Wreszcie określamy  potencjał wyjścia, który jest  jednocześnie potencjałem wejścia w kolejną scenę. Krótko  mówiąc, sprawdzamy, czy tam  prąd płynie. Trzeba po prostu  słuchać oferty aktora i porównywać ją ze swoją ofertą.  Ciśniesz aż uzyskasz to, o co ci chodzi? Nie. Czasem pojawia się coś,  co przekracza miarę moich  oczekiwań. Mam takie doświadczenie, że jeśli dobrze  nasycić postać wszystkimi  dostępnymi przesłankami, to  przychodzi taki moment, że  aktor zaczyna wiedzieć o niej  więcej niż reżyser i scenarzysta. Przecież to on jej dał swoje  mięśnie, ścięgna, kolor oczu,  sposób chodzenia. Kiedy taki  moment następuje, trzeba go  tylko zauważyć i się tym zaopiekować. A to oznacza właśnie nie cisnąć, nie wchodzić  w światła, pozostać w cieniu  i asekurować działanie aktora,  bo ono ma więcej prawdy i intensywności niż marzyliśmy. […]

Film to komunikat. Czy jako autor czujesz się czasem niezrozumiany?

Odwołam się do fizyki spektralnej. W świetle jest pasmo  widzialne, ale jest też podczerwień i nadfiolet, które również  dają się sfotografować, bo też  są… światłem. Bardzo staram  się o zapisanie w filmie komunikatu w pełnym spektrum – w podczerwieni i w nadfiolecie, czyli w sferach subtelnych,  również. I bywa, że do wielu  dociera tylko zakres widzialny.  Więc staram się, żeby to, co  jest w tym umownym zakresie  widzialnym, było całkowicie  czytelne. Już na poziomie  analizy scenariusza męczę  wszystkich pytaniami, czy to  jest aby zrozumiałe? Jeżeli nie,  to często dokonuję korekt. A komunikaty umocowane  w tych – powiedzmy – sferach subtelnych? No cóż, do  jednych docierają, do innych  nie. Zresztą widz ma zawsze  rację. Słyszę czasem, że zabiera  ze sobą do domu jakieś wewnętrzne ciepło z kina razem  z moimi filmami. Być może to  jest właśnie refleks wspomnianych podczerwieni i nadfioletu  – tych umocowanych „pod  skórą” filmu światełek.[…]

Rozmawiał Bogdan Sobieszek 
- - - - -
Cały wywiad do przeczytania w "Kalejdoskopie" 04/20 do kupienia w Łódzkim Domu Kultury (w czasie kwarantanny instytucja pozostaje zamknięta dla gości), punktach Ruchu S.A., Kolportera, Garmond-Press w salonach empik i łódzkiej Księgarni Ossolineum (Piotrkowska 181). A także w prenumeracie (w opcji darmowa dostawa do wybranego kiosku Ruchu): TUTAJ bądź w prenumeracie redakcyjnej TUTAJ

Możecie też słuchać naszych najlepszych tekstów w interpretacjach aktorów scen łódzkich, z Łodzią i regionem związanych na platformie "Kalejdoskop NaGłos": TUTAJ


Kategoria

Film